poniedziałek, 13 lipca 2009

weekendowo w węgorzewie

wraz z moja Kasią wybrałyśmy się na weekend do Węgorzewa.
początkowo wyjazd ten był zainspirowany odbywającym się w owych dniach festiwal ECO UNION OF ROCK, ale koniec końców nie pojawiłyśmy się na nim...
ogólnie to był jakiś szaleńczy pomysł. wielkie pospolite ruszenie. wielkie tobołki z naszymi rzeczami. miałyśmy wielka walizkę z ubraniami, torbę podróżna ze śpiworem, jedzeniem, materacem i mnóstwem ( jak się później okazało zbędnych) drobiazgów, wielgaśny namiot Pana Bartosa oraz każda wypchana torebkę na ramieniu...wszystko to ważyło chyba tonę! ale nic to, krajeszczanki to to twarde dziewczyny, przy najmniej tak nam się wydawało:) nie biedę opisywać naszych zmagań w drodze na przystanek ( jechałyśmy busem nocnym o godz 3:11) za bardzo to kompromitujące :)
gdy już (cudem) znalazłyśmy się na odpowiednim peronie zaczęło się odliczanie minut opózniających przyjazd pociągu...10...20...30...40...55... jest, udało się a teraz jeszcze tylko walka z naszymi bagażami w wąskim przejściu i ufff siedzimy, Sarna po 10 minutach zasypia a mi się włącza tryb czuwania aby nie przegapić przesiadki w Białymstoku...oczywiście przegapiłam i była wielka panika. Sarna gdzieś się zaplątała, a ja zmagałam się z pakerami chcącymi uzyskać pewne info na mój temat. nagle Sarna wyłoniła swa głowie z wagonu i kolejne uff, jedziemy dalej...
kolejne 3 godziny minęły raczej bez sensacji, bez sensacji dotarłyśmy także z Giżycka do centrum Węgorzewa i na pole namiotowe o jakże wymownej nazwie "Rusałka"...
kemping rozciągnięty był nad jeziorem Święcajty- przecudne widoki! mnóstwo zieleni, komarów i żaglówek na owym zbiorniku wodnym. ani przez chwilę nie żałowałam ze się tam znalazłam! pogoda tez była dla nas łaskawa( padało tylko raz dziennie:)) ogólnie to dużo leżałyśmy i moczyłyśmy się w wodzie. relaks po całości. chodziłyśmy też do miasta, ale że było daleko, to zazwyczaj łapałyśmy stopa ( podobnie jak w drodze powrotnej do Giżycka).
Uogólniając, wyjazd można zaliczyć do udanych, może tylko nocne ogarnianie materaca rzuca cień na wrażenia, ale czas spędzony w Węgorzewie nie był czasem straconym:)
oby więcej takich wypadów, czego sobie i Wam życzę!

wtorek, 7 lipca 2009

mała czarna sarenka

wczoraj robiąc mały remanent w mojej szafie, stwierdziłam, że połowa moich ciuchowych zdobyczy jest -już/jeszcze na mnie za mała, już/jeszcze za duża albo guzik z pętelką mi w nich przeszkadza.
jednakże, sentyment którym darze wszystko co mnie otacza nie pozawala mi wyrzucać czegokolwiek, większość ubrań ląduje w pokoju mojej siostry. tak też się stało z moją zwiewną-małą-czarną.gdy tylko Saren wróciła do domu wystroiłam ją w ową kieckę.
oto rezultat:




sukienka-mexx
opaska - op
rajstopy- h&m

sarenowe studium twarzy

poniedziałek, 6 lipca 2009

first step

pierwsze kroki w stylizacji. moja siostra ukochana jako top model:)




sukienka- projekt własny

sweterek szary- next

kamizelka- new look

okulary- boots

golfik- h&m

koronkowa kamizelka- vero moda

koniec lenistwa

po dość długim okresie mojego twórczego spoczynku, czas na małą reaktywację tandemu krawieckiego. ruszam dziś na lumpeksiarskie łowy w poszukiwaniu materiałów na nową partię torebek. niestety nie mam zdjęć wszystkich poprzednich torebeczek, więc musicie wierzyć na słowo, że były dość fajne ;) także produkcja nowych błyskotek powinna ruszyć w najbliższym czasie...
tak sobie jednak myślę, że okres milczenia nie był jednak całkowicie jałowy. muszę się pochwalić ( aczkolwiek nie wiem czy wypada) że przez ten cały czas, przygotowywałam się do rozmowy decydującej o przyjęciu mnie do szkoły artystycznej (kierunek projektowanie mody)
już od kilku lat zbierałam się w sobie, aby rzucić doradztwo zawodowe i ruszyć na podbój wielkiego świata moim (wątpliwym) talentem. odkładałam jednak tę decyzję
w czasie, a gdy już byłam zdecydowana ( po powrocie z Nottingham) okazało się ze nie ma już wolnych miejsc...
no ale teraz, gdy przyszedł ostateczny moment, na zaplanowanie dalszej ścieżki edukacyjnej nie miałam już innego wyjścia...albo zrobię to teraz albo nigdy.
znalazłam więc szkołę, trochę o niej poczytałam, zrobiłam wywiad środowiskowy, a później przeszłam się do owej placówki osobiście ( oczywiście z mała Lulą). na miejscu dowiedziałam się ze oprócz opłaty rekrutacyjnej powinnam także zaprezentować przed komisja moją teczkę z pracami.
mogłam się tego spodziewać. miałam mały zbiór szkiców i rysunków ale one stanowczo nie nadawały się na zaprezentowanie przed owa komisją. zasiadłam więc do pracy. wyjęłam moja modową biblię w poszukiwaniu weny twórczej.
po kilku tygodniach ( mniej lub wiecej płodnych) udało mi sie stworzyć skromne portfolio. nie jest ono jakoś szczególnie powalające ale komisji chyba sie spodobało. prócz pytań zwiazanych z moimi pracami poproszono mnie także o przedstawienie swojego ulubionego trendu panującego obecnie w modzie i zaprezentowanie swojego ulubionego projektanta. zaprezentowałam oczywiście postać fantastycznego Gereth`a Pugh.
do tej pory nie wiem jakim sposobem prztrwałam owe spotkanie.
no ale udało się.
witamy na I roku projektowania ubioru.hej!


wtorek, 28 kwietnia 2009

pierwsze projekty torebeczek:)





chciałabym zaprezentować torby, uszyte wspólnie z moją babcią Krysią.są idealne na zakupy w pobliskim sklepiku, śwetnie zastępują foliowe "jednorazówki"

obecnie zostało mi  ich  kilka ( babcia ruszyla szturmem na wioskowy slkep;)) ale w najbliższym czasie postaram się wzbogacić kolekcję o nowe modele:)

pozdrawiam